Marka wysyła w świat komunikat - starannie przygotowany, dopracowany i zaprezentowany z pewnością siebie. Ale zamiast rezonansu, napotyka ciszę. Kliknięcie dalej. Wzruszenie ramion. Komunikat dociera… ale nie tam, gdzie powinien. Staje się kolejnym sygnałem zagubionym w szumie niezrozumianych intencji.
To nie jest kwestia złego marketingu. Projekt jest elegancki. Treść jest precyzyjna. Kanały są właściwe. Dane zostały zinterpretowane, persony nazwane, automatyzacje działają. Na papierze wszystko „mówi”. Ale w rzeczywistości nikt tego nie słyszy.
Łatwo pomylić aktywność ze zrozumieniem. W końcu, skoro coś zostało powiedziane, to ktoś na pewno słucha. A jednak wiele marek przez lata funkcjonuje w iluzji klarowności, tylko po to, by zbyt późno odkryć, że mówiły językiem, którego ich odbiorcy nigdy się nie nauczyli.
To niedopasowanie rzadko objawia się w spektakularny sposób. Wychodzi na jaw stopniowo:
Język w świecie brandingu ma niewiele wspólnego z gramatyką czy tłumaczeniem. Nie chodzi o to, czy komunikat jest po angielsku, polsku, hiszpańsku czy niemiecku. Chodzi o znaczenie. O trafność. O to, czy używane słowa odpowiadają myślom, które odbiorcy już mają, ale jeszcze nie wypowiedzieli ich na głos.
Problem zaczyna się wtedy, gdy marka mówi od środka na zewnątrz. Zespoły wewnętrzne stają się biegłe w akronimach, nazwach produktów i hierarchiach wartości, które mają sens na spotkaniu, ale już nie poza nim. Z czasem ten język staje się językiem marki. Nie dlatego, że został wybrany świadomie, ale dlatego, że był powtarzany.
Pojawia się luka komunikacyjna ubrana w profesjonalne słownictwo. Przekaz, który wewnętrznie brzmi znajomo, na zewnątrz brzmi obco. Funkcje są tłumaczone, korzyści wypisane, wartości ogłoszone. Ale klienci nie szukają list funkcji. Szukają jasności, prostoty, poczucia bezpieczeństwa. Nie dlatego, że są mniej inteligentni. Tylko dlatego, że są zajęci. Skoncentrowani. Wybredni.
Bo w większości przypadków nigdy tak naprawdę nie zostali zaproszeni do rozmowy. Nie spotyka się ich tam, gdzie są. Mówi się do nich z dystansu:
Zamiast wglądu, otrzymują szum. Zamiast poczucia zrozumienia - zmęczenie tłumaczeniem.
To nie kwestia przesadnego uproszczenia. To kwestia braku umiejętności rozszyfrowania, jak klienci myślą, nie tylko jak mówią. Przyczyny tego są subtelne, ale strukturalne.
Zbyt często marki tworzone są przez osoby zbyt oddalone od realiów. Strategia zamyka się w silosach. Komunikaty tworzą zespoły, które nigdy nie słyszały głosu klienta. Treści zatwierdzają osoby, które nigdy nie zapytały klienta, dlaczego kupuje. Język wewnętrzny staje się językiem zewnętrznym. Feedback klienta, jeśli w ogóle jest zbierany, trafia na dashboardy - wyczyszczony z niuansów.
Koszt tego niedopasowania nie jest zawsze natychmiastowy, ale zawsze się kumuluje. Klienci nie protestują. Po prostu odchodzą. Nie narzekają. Po prostu się wyłączają. A marki, nieświadome, że nikt ich nie słyszał, mylą to z brakiem zainteresowania albo wrażliwością cenową. Odpowiadają głośniejszymi przekazami, większymi hasłami, kolejnymi kampaniami.
Ale problemem nie jest głośność. Problemem jest częstotliwość.
Ta luka nie tylko obniża współczynnik konwersji. Powoli rozpuszcza zaufanie. Bo marka zaczyna brzmieć obco. Nie błędnie - po prostu… nie do końca trafnie. Blisko, ale zbyt daleko. Obecna, ale pusta. A w świecie przesyconym komunikatami to wystarczy, żeby zniknąć.
Jest rozwiązanie, ale nie jest efektowne. To nie zmiana sloganu ani rebranding. To proces wolniejszy. Cichszy. Fundament.
I dopiero wtedy - zmiana języka. Nie po to, by zaimponować. Tylko po to, by nawiązać kontakt.
Pochodzi z terenu. Z wywiadów z klientami, transkrypcji rozmów, czatów na żywo, e-maili do działu wsparcia, komentarzy w mediach społecznościowych - wszędzie tam, gdzie ludzie mówią szczerze, nie oczekując, że coś im się sprzeda.
Język w najlepszym wydaniu to nie to, co marka mówi o sobie. Język to to, co klienci mówią, kiedy marka wreszcie mówi ich językiem.
Bo gdy istnieje luka między tym, co marka mówi, a tym, co klient słyszy to rzadko wynika z braku słów. Najczęściej z braku dopasowania.
Dopasowanie nie powstaje przez uproszczenie. Powstaje przez uważność. Przez obserwowanie tego, co klient musi zrozumieć. a nie tego, co marka chce powiedzieć.
Jeśli chcesz wiedzieć, czy Twoja marka mówi innym językiem niż Twoi klienci, nie zaczynaj od zmiany sloganu. Zacznij od wsłuchania się w ciszę po tym, jak komunikat wybrzmi. W tej przestrzeni najczęściej czeka odpowiedź.